Powstanie Warszawskie – Pożar Katedry Świętego Jana | |
W czasie Powstania Warszawskiego od 1 sierpnia 1944r. zostaję przydzielona jako sanitariuszka do 2-go plutonu kompanii szturmowej batalionu harcerskiego „Wigry”. Pluton ten od 12 do 25 sierpnia obsadza stanowiska w Katedrze św. Jana na Starym Mieście, Co 24 godziny w dni nieparzyste, zastępuje go pluton „11-12” z dywizjonu „Jeleń”. 16 sierpnia rano razem z Teresą (Potulicka-Łatyńska) docieramy wraz z naszym oddziałem do Katedry od strony ul. Jezuickiej. Katedra nie jest jeszcze zniszczona. Wprawdzie wybite okna i ściany ogołocone z niektórych cennych dzieł sztuki noszą wyraźne ślady ostrzeliwania, ale mury zewnętrzne i sklepienia są prawie nienaruszone, podobnie jak fragmenty wyposażenia wnętrz. Nasi chłopcy obsadzają stanowiska w prezbiterium, w zakrystii, na t.zw. „galeryjce” nad Dziekanią łączącej niegdyś Katedrę z Zamkiem, oraz na prowizorycznej barykadzie oddzielającej pałacyk Kanonii od ul.Jezuickiej, Posadzka kaplicy Literackiej, tej po prawej stronie od prezbiterium, założona jest stosem cennych książek, wydawnictw albumowych, dzieł z dziedziny historii sztuki – przyniesionych tutaj przez księży i parafian z płonących w okolicy domów. Razem z Teresą pomagamy księdzu w zasypywaniu piachem stalowej pokrywy w lewej nawie, chroniącej wejście do podziemi Katedry. Złożono tam cenne przedmioty, które podobno cudem ocalały i zostały po wojnie w nienaruszonym stanie wydobyte spod gruzów. Katedra w ciągu pierwszej połowy sierpnia 1944r. paliła się kilkakrotnie. Jakoś udawało się zawsze ugasić ogień w zarodku. Pożar, który strawił ją doszczętnie zaczął się 16 sierpnia przed południem. Niemcy podpalają pociskami zapalającymi domy po drugiej stronie Dziekanii. Na skutek silnego wiatru ogień przenosi się szybko na boczną kaplicę dach nad prezbiterium i prawą nawę. Grupka mężczyzn próbuje go gasić. Ktoś taszczy nawet węża strażackiego. Cóż, kiedy znikome ilości wody unicestwiają wszelkie wysiłki. Zgromadzone książki, drewniane boazerie, ławki, obicia stopniowo padają pastwą płomieni. Chłopcy opuszczają stanowiska w Katedrze, wycofują się do zakrystii, przedsionka i bramy budynku Jezuicka 1. Katedra jest najbardziej wysuniętym punktem obrony starówki od strony placu Zamkowego. Ruiny Zamku, oraz budynki pod skarpą wiślaną zajęte są przez Niemców i Własowców. Nieprzyjaciel podpalając Katedrę przypuścił szturm podchodząc wypalonymi ruinami Kanonii z jednej strony i atakują jednocześnie barykadę na ul. Świętojańskiej. Nasi chłopcy w pośpiechu wzmacniają barykadę na ul.Jezuickiej ściągając m.in. worki cukru zgromadzone w korytarzu przez zapobiegliwych księży. Znoszą także różne sprzęty, meble, chodniki, co popadnie, byle prędzej. Szamocą się z jakimś leciwym, dziadkiem kościelnym, któremu porwali pieczołowicie przechowywane w kościele piernaty. Por.”Andrzej” (Jerzy Kowalaczyk) kierujący akcją, wyrywa komuś pokaźnych rozmiarów dywan. „Co do cholery powariowaliście, dywan na barykadę? Przyda się na posłanie w tej bramie! Na gołym betonie chcecie spać?” Na wierzch barykady ściąga się blachę, która całymi arkuszami spada z płonącego dachu. Razem z Teresa, idąc od Świętojańskiej do naszych stanowisk na Jezuickiej, musimy przejść przez płonącą Katedrę. Przyległe do niej małe podwóreczko,obrzucane jest bezustannie pociskami z granatników, dlatego przejście tamtędy jest niebezpieczne. Płonie prawa strona kościoła. Ogień dociera już do prezbiterium i z szumem i trzaskiem przenosi się na środkową nawę. Jest gorąco, duszno, pełno dymu. Poprzez ten dym dostrzegamy w kaplicy Baryczków stojącego na ołtarzu księdza, usiłującego zdjąć z krzyża figurę Cudownego Pana Jezusa. Wokół na posadzce i ołtarzu rozsypane wota z roztrzaskanej pociskami gabloty. Między nimi wysokie odznaczenia bojowe: Krzyże Virtuti Militari. Ksiądz jest sam. Podchodzimy do niego i chwytamy w wyciągnięte dłonie zdjętą z krzyża figurę. Jest duża i ciężka. Razem z księdzem przenosimy ją do bramy domu na ul.Jezuickiej 1. Z bliska przyglądam się twarzy Chrystusa. Wydaje się surowa. Z zaciekawieniem badam wzrokiem legendarne włosy. Są rzeczywiście prawdziwe, ale przyprószone pyłem i gruzem. Aby można było przenieść figurę dalej zatłoczonymi piwnicami ksiądz odłącza od korpusu rozkrzyżowane ręce. Figura ma być złożona w podziemiach klasztoru OO.Dominikanów na ul.Freta. Droga od katedry do Rynku Starego Miasta prowadzi przez spore podwórko na tyłach kościoła OO.Jezuitów; następnie przez piwnice sąsiadujących ze sobą kamieniczek. Zarówno ul.Jezuicka jak i ul. Świętojańska są pod silnym obstrzałem. Podziemne przejścia zatłoczone ludźmi. Ciemno. Gdzieniegdzie tylko migoce światło świecy. Idę pierwsza niosąc przed sobą ręce figury. Proszę o zrobienie przejścia dla posuwającego się wolno za mną księdza i kolegi z jakiegoś innego oddziału. Ludzie na wieść, że niosą Cudownego Pana Jezusa z katedry, rozstępują się, klękają, głośno modlą się, niektórzy płaczą. Dochodzimy do ostatniej kamieniczki skąd przez poszerzone okienko piwniczne jest wyjście na Rynek. Przekazuję ręce cennej rzeźby, traktowanej przez mieszkańców Warszawy jak najświętsze relikwie, komuś z cywilów, który je poniesie dalej. Sama wracam do naszego oddziału do katedry. Kiedy w kilka lat po wojnie będę świadkiem uroczystości kościelnych związanych z powrotem tegoż Cudownego Pana Jezusa do katedry, kiedy obserwować będę tłumy wiernych biorące udział w uroczystym nabożeństwie, a potem.procesji kroczącej Krakowskim Przedmieściem – powrócę myślą do tamtych powstańczych dni o jakże innej scenerii. W okolicach katedry Niemcy znacznie wzmogli ostrzeliwanie szykując się do ataku. Na tym odcinku robi się gorąco nie tylko z racji szalejącego pożaru. Tego dnia mamy liczne ofiary. Nocą nie ma bombardowania, nie wstrzeliwują się w nas granatniki, nie nęka nas artyleria ani „szafy”, ale i tak nikt nie może zmrużyć oka. Tuż obok pali się wielkim płomieniem katedra. Idę zobaczyć to widowisko.. . Staję w przedsionku od ul.Świętojańskiej pod mocnym sklepieniem chóru. Widok niesamowity. Całe wnętrze katedry w ogniu migoce potężnym światłem w odcieniach od jasno złotego, poprzez czerwony, do ciemnego fioletu. Bezustanny szum i trzask tłumiony jest, od czasu do czasu hukiem walących się sklepień; wtedy wytryska jakby z ziemi fontanna ognia i iskier. Kiedy patrzę na to wszystko, ogarnia mnie jakiś żal i złość. Uświadamiam sobie całą, bezpardonową, nie mającą granic, potęgę niszczenia, dla której nie ma nic świętego. Kiedy 17 sierpnia przed południem oddział „Wigier” przekazywał placówkę – pożar jeszcze trwał. A potem przyszło nam bronić jeszcze tylko gruzów. Odznaczenia:
Powstanie Warszawskie – „Starówka ” – relacja sanitariuszki Barbary Gancarczyk Po upadku „Starówki” – relacja sanitariuszki Barbary Gancarczyk Po upadku „Starówki” – relacja sanitariuszki Janiny Jasiak-Gruszczyńskiej | |
Barbara Piotrowska-Gancarczyk o upadku Starówki 2 września 1944. (Summary in English) | |
Kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie sfotografowane przez Barbarę Gancarczyk-Piotrowską 15 VIII 1942 roku. | |
Obchody 70 rocznicy Powstania Warszawskiego przed tablicą poświęconą batalionowi Wigry. Uczestniczą przedstawiciele 3 zgrupowań harcerskich, które przejęły imię batalionu Wigry. |